Wyrób debatopodobny, czyli prezydent płaskoziemców, albo jajogłowych.

Świat się zmienia, ale czy my nadążamy za nim? Gdy podczas „Gorącego Sierpnia 1980r.” nasz ówczesny bohater narodowy, a późniejszy noblista, oraz prezydent naszej najśmieszniejszej zaczął maszerować po władzę, nikt się nie spodziewał, że zacznie się nowa epoka debat kampanijnych. Nowa, bo odmienna od dotychczas prowadzonych. Nie wiadomo czemu, ale za pierwszą poważną debatę kandydatów (?) do stolca „wuc” narodu przyjmuje się spotkanie na wizji Wałęsy i Miodowicza. Debata ta odbyła się 30 listopada 1988 o godzinie 20:00 w siedzibie Telewizji Polskiej i była to pierwsza i ostatnia zarazem debata zgodna z ogólnymi założeniami tego typu spotkań. W kolejnych, niestety, albo „podawano sobie nogę zamiast ręki”, albo rozmawiano o cenach mleka, bułek i masła, albo rozsnuwano „ostry cień mgły (smoleńskiej)”.

Nie oglądałem ostatnio odbytych debat, bo założyłem, że będą one do odbytu. I chyba się nie pomyliłem. Kandydaci zamiast „face to face” stanąć do boju na poważne argumenty rozjechali się i z odległości 400 km zaczęli sobie wypunktowywać przejęzyczenia i pomyłki w wypowiedziach. Sytuacja więc wróciła jakby do korzeni ruchu solidarnościowego z lat 90′ ub.w., gdzie naprzeciw siebie także stanęli kandydaci „ze styropianu” nieznacznie tylko różniący się realnymi projekcjami przyszłej Polski, a w rzeczywistości walczący głównie o kasę. Kasiorę nie tylko dla siebie, ale dla swoich „ciotków, pociotków, matek, żon i kochanków”. Był to bowiem czas żniw i grabienia łupów politycznych. Temu nikt się specjalnie nie sprzeciwiał, bo wiadomo … kombatantom, a nawet ich dzieciom, należy się rekompensata. Gdy jednak po polityczne frukta zaczęły wyciągać ręce także wnuczęta kombatantów i ich „znajomi królika” zaczęły się schody.

Czy obecna debata, która się nie odbyła, ale jeszcze może się odbyć, może coś zmienić? Idźmy dalej … czy sam wynik wyborów może coś zmienić? Jeżeli wygra budyń to jesteśmy w odbycie u afroamerykanina, jeżeli wygra ten pan ładny to też nic się nie stanie, bo pismafia może wybory: a/ unieważnić, b/ sfałszować, c/ nie dopuścić do zaprzysiężenia, d/ zatwierdzić marszałka sejmu jako p.o. prezydenta, e/ ogłosić nowe wybory (wstawiając nowego kandydata), f/ wprowadzić stan wyjątkowy, stan wojenny, albo stan ogłupienia narodu, i zrobić wiele innych świństw aż do ogłoszenia słynnego nowogrodzkiego kotapis prezydentem narodu. 😉 Niektórzy obserwatorzy zapewne zauważą, że polskim problemom przygląda się Unia Europejska, a głównie te państwa i środowiska zaaklimatyzowane i współpracujące z polską gospodarką i polityką. Już zresztą zaczynają się oferty formalne (Trybunał Sprawiedliwości) i nieformalne.

Oczywiście można się pasjonować igrzyskami, tym bardziej, że na razie chleb jeszcze jest, ale warto wiedzieć, że ostateczną decyzję za nas wyborców podejmą inni. Już na przełomie stycznia i lutego obstawiłem u bookmacherów najbardziej skrajny i nierealny wynik wyborów po I turze, zakładając, że wśród przegranych będą przedstawiciele … PiS i KO, a walkę stoczą n.p. Bosak z Kosiniakiem Kamyszem. Obstawiłem, bo notowania na taki wynik były bardzo nieprawdopodobne i zarazem wysokie, czyli 1:87 (gdy np. obstawiając pojedynek Duda – Kidawa Błońska, można było zarobić tylko 1:1,17). Niestety COVID-19 zmienił wszystko. Ponownie pojawił się duopol, czyli wirtualny POPiS i jeszcze gorsza zaraza jaką jest trampetyzm. Oczywiście obaj przedstawiciele dudotrampetyzmu prawdopodobnie zostaną zdeletowani po najbliższych wyborach, ale zaraza pozostanie, i będzie drążyła i tak już niezdrową tkankę narodu. Może więc problem nie leży w wyborach …?

12 uwag do wpisu “Wyrób debatopodobny, czyli prezydent płaskoziemców, albo jajogłowych.

  1. Zarówno w Stanach jak i w najjaśniejszej systemy wyborcze są do dupy. Mówiłeś już o tym w innym artykule. To się musi zmienić inaczej rządzić będą nami głupcy z listy prezesa czy przewodniczącego partii. Jak powiedział Platon, skoro mądrzy nie chcą angażować się w politykę to rządzą nami głupcy.

    Polubienie

      1. Używam tych terminów zamiennie, chociaż pewnie jest różnica. Chodzi mi przede wszystkim o kandydatów i ich jakość, doświadczenie, wiedzę. Ale o tym już pisałeś. Dzisiaj mamy zbyt wielu Mazurków, Tarczyńskich, Szydłów, Dudów pewnie mógłbym wrzucić pare nazwisk ludzi z innych obozów, ale to nie o to chodzi. Ludzie z łapanki, gotowi wyprzeć się własnych wartości dla srebrników to pospolity motłoch, który nie ma najmniejszego prawa aby nas reprezentować.

        Polubienie

        1. Dzisiaj nie ma już żadnej różnicy pomiędzy systemem a ordynacją wyborczą. Za dawnych „dobrych czasów” system określał sposób przeprowadzenia wyborów (ilość okręgów, tur, sposobów liczenia głosów i technicznych rozwiązań), natomiast ordynacja ustalała warunki dla przystąpienia do kandydowania (kwalifikacje kandydata, poparcie, zaplecze w postaci komitetów i sztabów). Ale wiadomo, mafia polityczna czuje się lepiej w mętnej wodzie, więc kandydatem może być Kononowicz, czy producent wkładek do butów (ten by nam uszył buty! 😀 ).

          Polubione przez 1 osoba

    1. W „dawnych dobrych czasach” obowiązywała zasada, że zmiany wprowadzone do ordynacji wyborczej, albo konstytucji, nabierają mocy prawnej dopiero po następnych wyborach. To był dobry bezpiecznik, niestety został wykręcony i nawet nie da się ustalić, kto to zrobił. 😉

      Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.