Druga osoba w państwie …

Ten post ma być testem. Tak się bowiem od dłuższego czasu składa, że zaczynam miewać niejasne podejrzenia co do tego, że niektóre moje posty są niecnie wykorzystywane przez obecną „Podłą Zmianę”. Z kilkunastu tematów jakie poruszałem na blogu wszystkie znalazły jakieś odbicie w działaniach obecnie zarządzających. W kilka godzin po opublikowaniu postu „z flagami”, zmieniono scenografię mini „studia premiera” i przeniesiono flagi tak, aby gwiazdki fruwały obok i nad głową premiera, a „pościelowe i wsypowe” grało drugoplanową rolę. No i jest gites. Na razie.

Tymczasem zajmijmy się teoretyczną drugą osobą w państwie. Nie będzie o lewych przelotach sierżanta sejmu, bo to jest mały pikuś. Chodzi o zdefiniowanie pojęcia „druga osoba”. Być może komuś popierdzieliło się w główce z powodu upałów i jest święcie przekonany, że tak jak w instytucjach, czy zakładach pracy – gdzie dyrektor ma swojego zastępcę od jakichś tam spraw – tak i w naszym teoretycznym państwie prezydenta zastępuje marszałek sejmu, marszałka sejmu marszałej senatu, a tego w ostateczności premier. Otóż nie jest tak. „Druga osoba” w państwie pojawia się dopiero wtedy, gdy z jakichś powodów prezydenta nie ma w kraju.

Dalej jest podobnie … nie ma dwóch pierwszych osób w państwie, pojawia się trzecia, czwarta, a następnie zgodnie z wewnętrznymi ustaleniami kolejne. Ale wiadomo, że tu gdzie ch… d… i kamienie wszystko jest na odwrót i do dupy. A więc panowie, którzy oszukańczą kampanią wyborczą przywłaszczyli sobie państwo, zamiast pełnić wobec siebie konstytucyjne i statutowe funkcje kontrolne (sejm wetem kontroluje prezydenta, senat cenzuruje sejm, a premier ma wszystkich w d… , bo ma kasę) udają, że są jedną grupą zorganizowaną. A może nie udają, może się zorganizowali i są? Ciekawe co na to prokuratura …

34 uwagi do wpisu “Druga osoba w państwie …

  1. Maria

    Prześlizgnął się Pan po temacie „Głowy państwa”, a przecież tu nie chodzi o stanowisko tylko o posiadane uprawnienia. Sam Pan wie, że nawet będąc dyrektorem (albo innym wysokim funkcjonariuszem państwowym) nie ma Pan dostępu do wszystkich informacji, np. takich jak: dokumenty tajne, finansowe, marketingowe, itp. Można więc założyć, że taką oficjalną „Głową państwa” (chodzi o poziom uprawnień) może być np. pracownik Kancelarii Tajnej Prezydenta RP, który dostanie polecenie zapoznania się z tajnymi dokumentami złożonymi np. chwilowo w sądzie w Rzeszowie.
    Druga sprawa to kompetencje naszych głów państwa. W założeniach ustawodawcy chodziło o to, aby funkcjonariusz o b. wysokich kwalifikacjach teoretycznych i praktycznych (np. b. marsz. sejmu Borowski sam piszący ustawy i konstytucje) nie tracił cennego czasu na przemieszczanie się do domu. Podobne założenia można przyjąć w stos. do Kwaśniewskiego i L. Kaczyńskiego.
    Nie ma natomiast powodów, aby mało kumaty sierżant sejmu woził się jako „Head”, gdy głowa nie ta …
    No i wreszcie kwestia wyboru marszałka i premiera przez sejm. Przed głosowaniem powinno się uzyskać zapewnienie, że po wyborze kandydat przeprowadzi się do siedziby położonej w mieście gdzie kandydował. Chodzi przecież o koszty i bezpieczeństwo.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Pani Mario.
      Zgodnie z Pani prośbą poprawiłem wszystkie znaki diakrytyczne na polskie. Wiem, że Pani chętniej pisze w językach: angielskim, francuskim i włoskim (Windows maks. zezwala tylko na trzy opcje językowe), ale nie chciałbym być podejrzewanym, że sam do siebie piszę, albo zmieniam treść komentarzy.
      Co do uwag jakie Pani przedstawiła to oczywiście wszystkie są słuszne i to powinno zostać uregulowane i przestrzegane. Ale czy w naszym teoretycznym państwie jest to możliwe?

      Polubienie

  2. Klik dobry:)
    Jeśli już, to marszałek nie jest drugą osobą w Polsce, a – chyba – trzecią? Czy pierwszą nie jest pan prezes. 😉 🙂
    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

    1. Kim jest marszałek to nie napiszę, bo pewnie bym dostał „dożywocie i jeden dzień dłużej”. 😉
      A pan prezes jest ponad wszystko, z miejsca na miejsce przenosi się mocą sił nadprzyrodzonych, czyli „jadąc wierzchem na kłocie” jak mawiał Pawlak o powrocie swojego syna Witii. 😉
      Pozdrawiam

      Polubienie

    1. Kiedyś wsiadając do zaparkowanego na chodniku samochodu zostałem ochlapany błotem przez innego kierowcę. Krzyknąłem za nim: A żebyś kapcia złapał (była szaruga zimowa)! Wsiadłem do samochodu i … najechałem na dno potłuczonej butelki po piwie. Moc jest, ale jak nią kierować? 😉

      Polubienie

      1. to ja miałem lepiej: jadę rowerem, a na ścieżce rowerowej, na samym środku stoi jakaś paniusia w odmiennym stanie świadomości za sprawą srajfona, którym gadżetowała… powiedziałem jej parę słów w celach pedagogicznych, grzecznie, aczkolwiek nieco uszczypliwie… odsunęła się na bok, łypnęła na mnie i coś wymamrotała pod nosem… pojechałem dalej, ale niezbyt daleko, bo po 50 metrach skonstatowałem kapcia, do tego jeszcze w tylnym kole, żeby było trudniej to potem ogarnąć… moje „nożeszkurwa!” było już zbędne, bo Moc zrobiła swoje…
        finał był taki, że poszedłem do znajomej, która zbiegiem okoliczności mieszkała na parterze, wysępiłem od niej przez okno (parter) zapalonego papierosa, bo na wycieczki rowerowe swoich akcesoriów nie zabieram i poszedłem na przystanek autobusowy, akurat mało ludzi było, to dało radę jakoś z tym okulawionym rowerem podjechać do domu…

        Polubienie

  3. najbardziej się uśmiałem z tej kasy za przelot samolotem wpłaconej na (sub)konto wiadomego kościoła pod szyldem „na cele charytatywne”…
    za to nie do śmiechu by mi było, gdyby maliniakowi coś się stało, a jego obowiązki przejął omawiany ptyś, ten to by dopiero „maliniaczył” do kwadratu co najmniej, wystarczy już to, jak maliniaczy w Sejmie…
    p.jzns :)…

    Polubienie

  4. howerla39

    Być może nie odniosę się dokładnie do tematu i wciskam się przysłowiowo między wódkę a zakąskę ale przypomniałem opinię o osobie, której pamięć teraz jest opluwana.
    Otóż w latach 1965 – 67 LWD (Ludowe Wojsko Polskie) zapałało miłością do mnie i chciało mnie powołać do tzw. dwuletnej służby okresowej awansując od razu z kpr. podchorążego do porucznika w korpusie artylerii. Naciski te „rozczuliły mnie do łez”, ponieważ preferowałem wtedy karierę albo w żeglarstwie lub jako konstruktor w firmie mechanicznej. Niestety z różnych przyczyn, szlag to wszystko trafił. Natomiast wracając do sedna, żeby uniknąć munduru i kamaszy zmieniłem pracodawcę i zatrudniłem się jako cywil w wojsku, w LZR 1 tj. w Lotniczych Zakładach Remontowych na Lublinku. Tam w czasie jakiegoś spotkania towarzyskiego, połączonego z małym ochlajem, któryś z pułkowników opowiedział o takim wydarzeniu. Ówcześnie miłościwie panujący minister MON gen. Wojciech Jaruzelski przyjechał na wizytację do Pomorskiego Okręgu Wojskowego w którym w latach 1957 – 1960 był dowódcą Dywizji Zmechanizowanej oraz garnizonu szczecińskiego. Po wizycie zaproszono ministra MON na bankiet pożegnalny. W jego trakcie Jaruzelski zlecił swojemu kwatermistrzowi sporządzenie przybliżonego kosztorysu tej balangi i podziału kosztów w zależności od szarży uczestników. Żegnając się wyłożył swoją dolę i zobowiązał dowódcę POW i innych uczestników do tego samego.
    Czy to jest prawdą nie wiem. Większość moich współpracowników uważała generała za honorowego.

    Polubienie

    1. Mało tego, że trafiasz dokładnie w temat, to jeszcze podajesz fakty, które dowodzą jak dziwnie splatają się nasze losy.
      Latem 1969 r., jako student I roku przymierzający się do zmiany kierunku studiów, pojechałem do Drawska Pomorskiego na przysięgę do szwagra. Pogoda była ładna, szwagier chciał się mną pochwalić (wtedy w młodzikach ćwiczyłem kulturystykę i judo), i tak na kilka dni znalazłem się w jednostce szwagra stacjonującej pomiędzy Złocieńcem, a Drawskiem P. Jednostka przygotowywała się właśnie do wizyty Generała. Ta anegdota była znana w wojsku i nikt w nią nie wątpił, bo Generał miał zdrowe podejście do żołnierskich obowiązków. Podczas inspekcji potrafił ominąć „trawy malowane na zielono” i zajrzeć na zaplecze wojska.
      Można Jaruzelskiemu zarzucać pewne błędy w polityce społeczno-gospodarczej, ale nie ulega wątpliwości, że – wg mnie – był Pierwszym Żołnierzem Polski. Stawiam Go wyżej od Piłsudskiego. Szkoda, że nie przyjął propozycji nadania mu stopnia Marszałka Polski.

      Polubienie

  5. Kasia

    Czy nikt nie pomyślał, że marszałek po po prostu kocha latać?
    Takim pięknym, nowym samolotem…ach!
    Jak można walczyć z miłością?

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.