Dobry Samarytanin jak Dobra Zmiana, czyli bezkarność po pisowatemu

Podstępnie przejęta władza ma to do siebie, że niechętnie, a nawet po trupach, oddaje władzę. Widać to wyraźnie po wydarzeniach rozgrywających się za naszą wschodnią granicą. Nie inaczej jest też u nas. I chociaż na razie o zmianie władzy mówi się tylko w kuluarach, to jednak trwają zabezpieczenia przed ewentualnym „zwrotem akcji”. Pisowate wymyśliło ustawę o bezkarności urzędników państwowych, tych legalnych, i tych nie uznawanych przez Unię. A więc „hulaj dusza, piekła nie ma”! Aby jednak nie było, że pisowate chronią tylko siebie to w bólach powstaje także ustawa o zawieszeniu odpowiedzialności za błędy lekarskie. No i mamy kolejny problem. Nie wiadomo bowiem, kto ma oceniać, czy dane postępowanie lekarza było błędem lekarskim, czy może wynikało z innych, nie zdefiniowanych, sytuacji. Będzie więc jak zawsze, czyli o błędach lekarskich będzie orzekać … wszechwiedzący i wszechmocny aktyw partyjny PiS, tak jak w zamierzchłym PRL z okresu stalinowskiego.

Zanim jednak podsumujemy aktywność legislacyjną pisowatych to przyjrzyjmy się jak kwestia odpowiedzialności lekarskiej wygląda w cywilizowanych państwach o ustabilizowanej praworządności. Orzeczenia czy coś jest błędem lekarskim, czy nie, wydają specjalne konsylia lekarskie. W każym przypadku odpowiedzialność karną, cywilną, lub zawodową ponosi lekarz, z tym, że zakres jego odpowiedzialności jest uzależniony od zawartej umowy o pracę. Nie wnikając w to bliżej można przyjąć, że im bardziej znana klinika, to tym bardziej odpowiedzialność przejmuje pracodawca lekarza. To ważne, bo wysokie odszkodowania mogą spowodować nawet zamknięcie działalności. I dlatego o karierze zawodowej lekarza decydują jego przełożeni lekarze z wyższym doświadczeniem, a nie politycy. Jeżeli lekarz pracuje na własnym rozrachunku to i odpowiedzialność jest wyłącznie jego sprawą. Proste? Proste, ale nie dla popisdowatych polityków, którzy chcą się szarogęsić i nie ponosić żadnej odpowiedzialności.

Wracamy teraz na nasze zabagnione podwórko. Trwa nabór, a raczej zanęcanie lekarzy do podjęcia działalności na pierwszym froncie walki z koronawirusem. A na wojnie jak to na wojnie, nie zawsze bierze się jeńców … Gdzie więc, i w jakich warunkach będziemy umierali? Wydaje się, że „wszystkie chwyty będą dozwolone”, bo służba zdrowia nadal nie funkcjonuje nie tylko zgodnie z oczekiwaniami, ale nawet w świetle obowiązujących przepisów i procedur. Przy umierających pacjentach mogą się pojawić zarówno Samarytanie, jak i lekarze, lub pielęgniarki, którym już dawno powinno się odebrać prawo do wykonywania zawodu. Obie strony, czyli rządowa, jak i służba zdrowia, wytaczają różne działa argumentując swoje stanowiska w niezwykle oszukańczy sposób. Klasycznym przykładem tłumaczeń ze strony lekarzy jest np. kwestia obsługi respiratorów. Aby jednak zrozumieć o co chodzi przytoczę przykład z obszaru połączeń internetowych.

Otóż na początku lat 90′ ub.w. do ustawienia warunków transmisji informacji (t.zw. Protokół transmisyjny) należało po stronie nadawcy i odbiorcy zapewnić udział kilku inżynierów o specjalnościach elektronika, i teleinformatyka. Pomimo jednak obecności wielu inżynierów i kilkunastu techników nie zawsze udawało się przesłać pocztę elektroniczną zawierającą kilka prostych zdań. To były lata 90-te ubiegłego wieku. Obecnie połączenie internetowe może zrealizować nawet … kot prezesa przechadzający się po klawiaturze włączonego komputera. Podobnie jest z respiratorami, które technicznie ewoluowały do obecnej postaci nie wymagającej specjalnej wiedzy medycznej, bo wszelkie parametry dostarczanych (i wydychanych) przez respiratory składników ustalane są i analizowane automatycznie. To oznacza, że praktycznie jeden lekarz, np. anestezjolog może kontrolować pracę nawet kilkudziesięciu respiratorów. Może, bo gdyby stan pacjentów był stabilny to lekarz mógłby się zająć np. swoim penisem siedząc w domu na warunkach pracy zdalnej.

Podobnie może być z przyjmowaniem pacjentów do szpitali. Tutaj jednak powinna wkroczyć informatyka i elektronika tak, aby nie opóźniać procesów ratujących życie. Jeżeli ratownik medyczny może krążyć z pacjentem nawet kilkadziesiąt godzin w poszukiwaniu szpitala, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby ambulans zamienić np. na pomieszczenie przyszpitalne o podobnych warunkach zaplecza technicznego. Dalej powinno być już tak jak z obsługą respiratorów … Oczywiście wyżej wymienione metody należą już do … przeszłości. Ale czy nas stać na prawdziwą informatyzację i komputeryzację służby zdrowia, skoro rządzący cofają państwo do epoki Średniowiecza, próbując np. „wziąć lekarzy w kamasze”? I tu wracamy do problemu „znajomych króliczka”. Jest już za późno na reorganizację opieki zdrowotnej. Nie wystarczy bowiem dać kasę, gdy w niektórych obszarach należałoby tę kasę … zabrać. No cóż, na szczęście to nie moje małpy i nie mój cyrk, szkoda tylko, że może przyjdzie umierać w domu, albo w karetce reanimacyjnej.

20 uwag do wpisu “Dobry Samarytanin jak Dobra Zmiana, czyli bezkarność po pisowatemu

  1. Nie jestem w stanie pojąć dlaczego nie ma programu komputerowego na co dzień monitorującego: ilość wolnych łóżek covidowych ( i innych) i respiratorów, a także ich umiejscowienie w szpitalach w całej Polsce, by karetki z chorym nie były sterowane wyłącznie telefonicznie przez dyspozytora. Terminal komputera z takim programem można przecież na stałe instalować w pojazdach. Jednym słowem zbyt późno stwierdzili władcy, że pandemia nie odpuści.

    Polubienie

    1. Cofając się do tyłu od momentu fizycznego zwolnienia „łóżka covidowego” (czyli dezynfekcji łóżka i pomieszczenia) mija zbyt wiele czasu przeznaczonego na chaotyczne procedury rządzące wykorzystaniem łóżek. Ten czas szpital woli mieć dla siebie, a więc lekarz mający wiedzę, że można jakiegoś pacjenta odesłać do domu, albo na cmentarz woli tę wiedzę zachować dla siebie jak najdłużej. Także pielęgniarki, z tych samych powodów, nie spieszą się z „wklepywaniem danych” z klawiatury do systemu, bo lepiej „zdejmować pacjenta ze stanu” i dezynfekować łóżka, niż zajmować się nowym chorym. To tylko kilka z wielu powodów, których nie wymieniam, bo to sprawa organów dochodzeniowo śledczych.

      Polubienie

  2. Kto i dlaczego wymyśla takie napuszone nazwy ustaw? Dobry Samarytanin brzmi pięknie ale pod tą nazwą kryją się krętactwa i wielkie pieniądze. Skoro tak musi być to po co ubierać to w biblijne brzmienie?

    Polubienie

  3. Klik dobry:)
    Ciągle słyszę o łóżkach. Tyle mamy wolnych, a tyle jeszcze dostawimy, a na stadionie to jest miejsce na jeszcze więcej. Toż każdy z nas ma łóżka w domu i miejsce na dostawki, to po co dodatkowe w szpitalach, skoro karetki odbijają się od bram szpitali?
    Wczoraj usłyszałam, że ten, który zmarł w karetce pogotowia bo nie znaleziono wolnego łóżka, to skrajny medialny przypadek. Nie! Krzyknęłam do telewizora, to Człowiek!
    Jak to jest, że każde dziecko, jeśli chce, to dowie się jednym kliknięciem w smartfonie, ile klocków lego w promocji jest jeszcze w chińskim sklepie, a ratownik nie ma możliwości sprawdzić, gdzie jest wolne lóżko?
    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

  4. dasiagallery

    Żyjąc na obczyźnie „w tych trudnych czasach” (stwierdzenie, choć prawdziwe, zaczyna mnie…. denerwować), cieszę się że jestem tu gdzie jestem. Choć martwię się o moich bliskich i dalszych w Polsce, to jednak w mojej „Holenderii” czuję się… człowiekiem.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.