Miało być o czym innym, ale nałożyło się kilka aktualnych tematów i oto mamy poważny problem społecznej działalności organizacji pozarządowych. Jednym z najważniejszych skutków transformacji systemowej jaką zafundowano Polsce w latach ’90 ub.w. był stopniowy upadek wszelkich form pomocy społecznej. T.zn. instytucje istniały nadal (wiadomo urzędnik też musi z czegoś żyć! 😉 ), ale ich działalność została znacznie ograniczona. Nie zrobiono tego stopniowo tylko – tak jak z żabami wrzucanymi, albo do gorącej, albo do zimnej wody – w przemyślny sposób dawkując pomoc zmniejszano dobroczynny udział państwa.
Z powodów przytoczonych wyżej – a także po części ze swojskiej interpretacji słynnego zdania: „Co nie jest zakazane, jest dozwolone” – trudno ustalić od kiedy w Polsce zaczęły działać pozarządowe organizacje pożytku publicznego popularnie zwane później „endżiosami”:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Organizacja_pozarz%C4%85dowa
Dla uproszczenia można przyjąć, że ustawowo uregulowano to dopiero ustawą z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz.U. z 2016 r. poz. 1817). Zgodnie z art. 3 ust. 2 w/w ustawy przyjęto, że: „… organizacjami pozarządowymi są, nie będące jednostkami sektora finansów publicznych, w rozumieniu przepisów o finansach publicznych, i niedziałające w celu osiągnięcia zysku, osoby prawne lub jednostki nieposiadające osobowości prawnej utworzone na podstawie przepisów ustaw, w tym fundacje i stowarzyszenia, przy czym niektórych przepisów ustawy nie stosuje się do fundacji publicznych i fundacji partii politycznych …”
W tym momencie wydawało się, że ustała żywiołowa działalność prowadzona na dziko i głównie z chęci osobistego zysku. Ale to się tylko wydawało. NGO-sy w epoce „ciepłej wody Tuska” stały się głównym celem i zarazem źródłem przekrętów. Nie warto się nad tym rozwodzić, bo dojenie kasy z budżetu, i w mniejszej części od obywateli zrzucających się na pomoc, oraz pranie nielegalnej kasy, przybrało takie rozmiary, że np. oferowano pomoc dla głodujących Afrykańczyków w postaci długoterminowej żywności, a wysyłano na miejsce … najnowocześniejszą broń automatyczną, nieraz razem z całym czołgiem. 😀 Podobnie działo się na „rynku krajowym”, gdzie doskonałym przykładem (warto przeczytać!) może być właśnie dobiegająca końca afera z byłym „agentem Tomkiem” produkującym się na tle stowarzyszenia swojej żony:
http://www.newsweek.pl/polska/agent-tomek-co-teraz-robi,artykuly,395570,1.html
Czy istnieją jakieś, prawie, że kwantyfikatory, umożliwiające sprecyzowanie tego czym mogą się zajmować NGO-sy, a czym nie powinny? Otóż teoretycznie zadania i różnice pomiędzy stowarzyszeniami a fundacjami zostały dość dokładnie dookreślone w różnych przepisach i rozporządzeniach. Istnieją też „spolszczone” omówienia i interpretacje, jak np.:
http://fakty.ngo.pl/stowarzyszenie-a-fundacja
Jednak prawo, a życie to dwie różne sprawy. Sytuacja NGO-sów pod rządami PiS pogarsza się z roku na rok, przeważa poczucie niepewności co do zasad finansowania:
http://wyborcza.pl/7,75398,21320635,ngo-sy-w-ciaglej-niepewnosci-pod-rzadami-pis-zbieraja-przypadki.html
W tej sytuacji nie ma się co dziwić, że także sporadyczne akcje udzielania pomocy osobom, które już znikąd nie mogą liczyć na pomoc, nasilają się w skali dyskwalifikującej politykę społeczną rządu.
W chwili obecnej o ewentualnych dotacjach decydują zupełnie przypadkowe (?) sytuacje. Podam pewien niezwykle bulwersujący przypadek dotyczący tej samej choroby. Dwie dziewczynki w wieku 3-5 lat, które łączy to, że obie są chore na bardzo rzadki przypadek nierefundowany przez NFZ. To są choroby bardzo trudne, z reguły kończące się śmiercią, ciężkim inwalidztwem, lub – w najlepszym wypadku – zatrzymaniem w rozwoju. Obie dziewczynki potrzebują dotacji w wysokości ok. 600 tys. zł. potrzebnej na przeprowadzenie operacji w USA. Jedna dziewczynka ma szczęście, bo rodzina jest aktywna w pracy i w internecie. Druga dziewczynka tych warunków nie ma. Ta pierwsza, ładna, elokwentna tak jak rodzice, potrafiąca zgrabnie wysławiać się przed kamerami, w krótkim czasie otrzymuje prawie 6 mln. dotacji (z nadwyżki rodzina zakłada dobrze funkcjonującą fundację).
Druga, nieśmiała, pochodząca z innego środowiska, (rodzice nie surfują po internecie, nie pracują, utrzymują się z pracy na roli), uciekająca przed kamerami głównie dlatego, że choroba już poczyniła zmiany także na twarzy, w tym samym przedziale czasowym otrzymuje … niecałe 22 tys. zł. Po roku pierwsza dziewczynka jest po operacji, n.b. przeprowadzonej w USA, która przynosi radykalną poprawę. Drugiej dziewczynce zafundowano operację w jednym z krajów UE, ale z uwagi na brak środków operacja nie przynosi oczekiwanych skutków. Nie znamy i nie poznamy efektów leczenia tej drugiej dziewczynki, bo wiadomo sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą. No cóż, nasuwa się wyśmiewane i sparafrazowane w PRL powiedzenie: „wszystkie dzieci są nasze”.
Nie jestem przeciwnikiem akcji, które inicjują powszechną zbiórkę pieniędzy, sam uczestniczyłem aktywnie w kilku, jako współorganizator byłem beneficjentem, i wspierałem inne, ale zastanawiam się co robią instytucje państwowe powołane przecież przez Ministerstwo Zdrowia w celu ochrony zdrowia i życia obywateli. Nie chodzi przy tym wyłącznie o świadczenia zdrowotne. Czy ktoś w Polsce odpowiada za nieprawidłowości do jakich nawiązałem wyżej? Przecież wydawać by się mogło, że czasy, gdy obowiązywała reguła: „… Róbta co chceta, a jak nie wieta co, to róbta siatkie …” już dawno minęły. Niestety nadal obywatele działają, robią zbiórki, a rząd przygląda się, ściąga podatki i co jakiś czas ogranicza rządowe środki.
Być może ktoś dopatrzy się w powyższym tekście próby zniechęcania do włączania się do akcji darowizn. Nic bardziej mylnego. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że nikt nie ma prawa do wykluczania innych z życia społecznego. Nawet ci, którzy w dobrej wierze otrzymują większe od innych poparcie społeczne. Dlatego warto na stronach internetowych informować o tym, kto i dlaczego ze strony rządowej odmówił wsparcia osób niepełnosprawnych, upośledzonych i wykluczonych w jakimkolwiek stopniu. Warto też sprawdzać wszystkie wystąpienia o pomoc, bo niestety część z nich nie ma żadnego oparcia w rzeczywistości. W ostatnim tygodniu otrzymałem kilkanaście próśb telefonicznych, internetowych, a nawet bezpośrednich. Wybrałem te, których autorów (lub pośredników) znam i mogę im zaufać. Oto one:
https://www.facebook.com/przeciwkospolecznymwykluczeniom/
Zawsze znajda sie tacy, którzy nawet na chorych chcą zarobić. Bardziej jednak wierzę fundacjom i innym stowarzyszeniom, niż np. sprzedawcom krzyżówek czy długopisów na ulicy.
Podziwiam ludzi dotkniętych chorobami za dzielność i wyobrażam sobie determinacje proszenia o pomoc…
PolubieniePolubienie
Co do akcji ze strony wykluczonych itp. nie mam żadnych uwag i życzę im szybkiej i stałej poprawy sytuacji.
Natomiast o stosunku rządu do tej kwestii mógłbym pisać bez przerwy, ale po co? Ta władza jest głucha jak pień po Szyszce. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Na temat ZUS i NFZ to ja powieści mogę pisać. Te dwie instytucje są głupie jak ten pień po Szyszce – że pozwolę sobie Ciebie zacytować. Wiem – piszesz o organizacjach pozarządowych i pomocy dla chorych. Jedna akcja orkiestry więcej przynosi w/g mnie pożytku niż oficjalne pisowskie czynniki. Straszne…nikomu nie jest po równo i nie da się tego zrobić ,żeby wszyscy mieli dobrze. Moją ciekawość tylko wzbudza ,czy te dwie dziewczynki występowały o pomoc (tzn. rodzice) mniej więcej w tym samym czasie ? Bo jak tak ,to jest skandal. Wydaje mi się ,że rzeczywistość Polska jest skandaliczna i urzędnicy NFZ<ZUSI konsulaty i ambasady to już kanał…Wiem coś o tym ,bo ostatnio się zmagam. TZn nawet nie ostatnio – niedługo będzie trzylecie moich zmagań:))
PolubieniePolubienie
Z WOŚP-em to nie wiem, czy nawet całe Ministerstwo Zdrowia może konkurować pod względem skuteczności. Udał się Jerzy i niech działa nadal nie przejmując się trudnościami.
Ta druga dziewczynka pojawiła się w TV i Internecie kilka miesięcy po pierwszej, ale jej akcja medialna była już o wiele słabsza. I to jest chyba największy problem. Tu powinien funkcjonować jakiś system a nie żywioł.
PolubieniePolubienie
Na organizacjach – fundacjach kiepsko się znam, więc się nie będę wypowiadać.
Natomiast mam bardzo mieszane uczucia, co do akcji indywidualnych, na rzecz konkretnej osoby. Sama kiedyś taką prowadziłam, znałam beneficjenta, cel był konkretny, osiągalny i poprawiający komfort życia na tyle, że młody człowiek mógł podjąć przez jego osiągnięcie pracę. W tej chwili moja sytuacja materialna jest taka, że sama wymagam pomocy i ją dostaję ze strony syna, ale już wspomagać innych nie mam z czego. A nawet gdyby, jak mam wybrać konkretną osobę? Powoduje to mój duży dyskomfort, mam poczucie winy, ale i dużą podejrzliwość, że przynajmniej część z tych akcji może być prowadzona przez naciągaczy. Sama kiedyś wspomagałam 1% organizację, która potem stała się obiektem prokuratorskiego dochodzenia, a wydawała mi się na wskroś sprawdzona. Dziś ufam już tylko WOŚP i ją co roku wspomagam, choć tylko symbolicznie.
PolubieniePolubienie
No właśnie. Jeżeli pomoc ma być „dedykowalna” to ważniejsze od zbierania pieniędzy staje się właściwe rozdysponowanie. Rodzina tej pierwszej dziewczynki postąpiła szlachetnie tworząc z nadmiaru środków stowarzyszenie mające na celu pomagania osobom chorym. Ale wiadomo, że w takiej biurokracji środki zostaną zmarnowane na administrację.
Moje doświadczenia pochodzą z połowy lat 90′ ub.w. To wtedy namnożyło się tyle oszustów.
PolubieniePolubienie
Okropne to jest. Wszyscy powinni mieć pieniądze na leczenie najlepsze jak to możliwe.Tylko jak to zrobić?
Sprawdziwszy podane na końcu tekstu linki stwierdzam, że ufamy podobnie!
PolubieniePolubienie
Wydaje się, że najważniejsze to ułożenie potrzeb według ich ważności. Trudno sobie wyobrazić, aby np. wypłata pensji ministerstwu, czy NFZ była ważniejsza niż ratowanie życia dziecka.
To miło, że mamy podobne poglądy w kwestii zaufania do blogerów/ek.
PolubieniePolubienie
Klik dobry:)
Z autopsji wiem, że zbieranie pieniędzy jest bardzo upokarzające. Oprócz wielkiego nieszczęścia, jakim jest ciężka choroba, przeżywa się traumę związaną z żebraniem o każdy grosz, a także walką z urzędnikami o przyznanie refundacji na badania i leki, których nie kupuje się normalnie, a wielkim trudem zdobywa, studiując przy tym skomplikowane przepisy i tabele z wykazami leków.
To straszne, że dzieci muszą żebrać o życie.
Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubienie
Jeszcze straszniejsze jest to, że niektóre dzieci (albo ich rodzice) nie są nawet w stanie żebrać o życie … te giną po cichu.
Z praktyki wiem, że łatwiej jest tę „żebraninę” wykonywać w imieniu potrzebującego. I to jest bardzo szlachetna działalność. Zobaczyć potrzebującego obok, i uruchomić wyobraźnię …
PolubieniePolubienie
Np. jest wiele rodzin nie potrafiących poruszać się w labiryncie bezdusznej biurokracji. Ich dzieciom skierowanym na leczenie refundowane odmawia się tego leczenia, jeśli sami nie załatwią dodatkowych lekarstw nierefundowanych – tak drogich, że trzeba żebrać. Czy to powinni robić zrozpaczeni rodzice? Żeby np. podać dziecku chemię, często musi być dodatkowy lek osłonowy kupiony przez rodziców. Nie dasz w szpitalu tego leku, to nie wdrożą chemioterapii i jeszcze potraktują to jako twoją odmowę. A skoro odmówiłeś, to i kolejne badania z NFZ się nie należą. W konsekwencji… cichutka śmierć…
Tak! To straszne!
PolubieniePolubienie
Ja już znam takie przypadki (zresztą media o nich trąbią), że nawet ci co zdobyli drogie leki zagraniczne stają przed problemem ich podania – bo nie ma lekarzy!
A małe dzieci, jak ryby, głosu nie mają, mogą tylko płakać.
PolubieniePolubienie
Są też lakarstwa w Polsce – dpowiedniki tych bardzo drogich zagramanicznych. Rosną sobie na polu, albo spoczywają w ziemi. Już starożytni wiedzieli o leczniczych torfach, glinkach oraz innych konopiach. Wystarczy siać i zbierać oraz wydobywać. Tylko, co by wtedy koncerny farmaceutyczne robiły, gdybym sobie siała lekarstwo w ogródku?
PolubieniePolubienie
Myślę, że już wszystkie babki zajmujące się leczeniem ziołami zostały spalone na stosie, więc z pewnością takiego hodowcę polnego lekarstwa by uznano za narkomana. Farmacja to chyba 3-4 koncern pod względem zysków, więc łatwo tego nie odpuszczą.
PolubieniePolubienie
Nie tylko babki-zielarki. Jednego lekarza z Centrum Zdrowia Dziecka nawet oskorżono i sądzono za to, że niezgodnie z prawem ratował dzieci. Wprawdzie sąd go uniewinnił, ale dyrektorka nie dopuściła go do bezposredniego leczenia dzieci. Podobno pozwoliła mu tylko czytać i opsywać wyniki badań.
PolubieniePolubienie
Trafiłaś w mój ulubiony temat prawa pracy. Bo jeżeli uprawiał to „autorskie ratowanie dzieci” na terenie szpitala i w czasie pracy, to decyzja szpitala była prawidłowa, bo decyduje zawarta umowa. Co innego gdyby to robił poza w.w. okolicznościami.
Ale niestety za metodologię leczenia odpowiedzialne jest państwo poprzez swoje struktury organizacyjne.
PolubieniePolubienie
Problem jest znacznie głębszy niż to opisujesz, bo jak zwykle przedstawiasz wycinkowy obraz tylko z jednego punktu widzenia, czyli osób skrzywdzonych przez los, którym nie ma kto pomóc.
A prawda jest inna. PiS już od zeszłego roku próbuje przeforsować regulacje związane z przepływem pieniędzy i kontrolą ich wykorzystania. Służyć temu ma powstające Narodowe Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego.
Nie wiem też po co do spraw pomocy społecznej włączasz sprawę byłego „agenta Tomka”. To jest zupełnie inna sprawa.
PolubieniePolubienie
W tym poście nie chcę wychodzić poza pewne ramy. Ale jeżeli myślisz np. o tej akcji:
http://wyborcza.pl/7,75398,21014905,rzad-chce-kontrolowac-trzeci-sektor-czym-sie-zajmuja-kogo.html
to wydaje się, że ma ona na celu głównie polityczny nadzór nie tyle nad NGO-sami, co na wpłacanych pieniądzach i ich źródłach. Toma sens, bo np. można by wstrzymać wpłaty na konta nazistowskich itp. stowarzyszeń, ale przecież PiS-owi o to nie chodzi.
A „agent Tomek” jest fajnym przykładem, że jak kraść, to tylko miliony.
PolubieniePolubienie
Jeżeli mi się uda i znajdę odpowiednich kolaborantów, to sam założę fundację „DO METY”. Będzie miała ona na celu ochronę interesów i zdrowia BABĆ. Dzień Babci to za mało, nawet, gdyby był obchodzony dwa razy w miesiącu.
Pomoc dla BABĆ przewiduje nie tylko wsparcie duchowe i finansowe, lecz zakłada również szeroką akcję szkoleń z zakresu marketingu, badania rynku, technologii produkcji itp.
Nie należy tej mojej inicjatywy rozpatrywać w kategorii obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec pewnej idiotycznej i nieżyciowej, pozbawionej właściwych instrumentów wykonawczych, ustawy.
Polak potrafi to jeszcze jak!!! Jak na dłoni jest tu widoczny aspekt czysto patriotyczny:
„(…) przez Polskę płynęłaby wartko
szeroka Wisła… z czerwoną kartką!
Nad nią cytryny szumiałyby z cicha,
na każdej gałązce – zagrycha!
(Marian Załucki)”
I tak marzenie Wieszcza stanie się rzeczywistością…
z młodzieżowym pozdrowieniem
klateracje.blogspot.com
PolubieniePolubienie
Ja już zakładałem taką fundację w stanie wojennym. Z produkcją nie mieliśmy kłopotów, bo jako mundurowi byliśmy pod ochroną. Ale nikt nie chciał być babcią. Sami więc musieliśmy konsumować ten smakowity wyrób. Kto wie, może trzeba będzie do tego wrócić, skoro Historia zawraca. 😉
PolubieniePolubienie
Znów zatem cofniemy historię i powrócimy do bitwy pod Grunwaldem. Dla byłych i przyszłych abstynentów przypominam:
– 10 litrów wody
– 4 kg cukru
– 4 dag drożdży
bul, bul, bul…
PolubieniePolubienie
Przepis uniwersalny. Jednak wcześniej, zanim cukier wprowadzono na kartki stosowano procedurę znacznie uproszczoną. Bazą wyjściową był spirytus salicylowy sprzedawany w aptekach w buteleczkach 100 ml. Po rozcieńczeniu przepuszczany był przez destylatorkę … To „byli piękne czasy” 😉
PolubieniePolubienie
Najszybciej i najtaniej, Andrzeju, destylowało się z jabcoków a i smak był barfdziej subtelny!
PolubieniePolubienie
Jabcoki, w moich regionach zwane także „mózgojebami”, stosowaliśmy bezpośrednio bez konieczności przetwarzania i zgodnie z zaleceniami producenta.
PolubieniePolubienie
Bardzo Ci dziękuję za okazane zaufanie oraz za udostępnienie linka do naszej KLUCZowej strony.
Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie
Zaufanie moje niezmiennie jest b. wysokie, mam nadzieję, że obustronne i nie naruszone moim komentarzem. Dziękuje za wizytę.
Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie
@anzai12
Na spirytus skażony kwasem salicylowym też był subtelny sposób. Wsypywało się doń kwaśny węglan wapniowy,, a salicynian wapnia w postaci osadu opadał na dno. Z wierzchu to już był czysty spirt! Słyszałem o tej metodzie od zaprzyjaźnionej farmaceutki. Polak potrafi!!!
PolubieniePolubienie
przykład zbierania pieniędzy dla dziewczynek pokazał, że jak zawsze są równi i równiejsi, chociaż w tym przypadku zaradni i zaradniejsi. co w żadnym razie nie zmienia faktu, że jedynym sposobem na jakąkolwiek poprawę stanu zdrowia obu dziewczynek, była publiczna zbiórka pieniędzy i akurat to trudno zaakceptować.
PolubieniePolubienie
Nie mam nic przeciw zbieraniu pieniędzy na różne cele, tylko myślę, że wobec ciężkiej choroby, która nieleczona kończy się śmiercią, nie powinno być nawet tych zaradniejszych. Już wiemy, że wobec prawa nie wszyscy są równi w tym kraju, ale wobec Boga?
PolubieniePolubienie