Kogo boi się sędzia? Jak było, jest i będzie.

Jak już wspominałem w poprzednim poście zawodowy romans z władzą sądowniczą nawiązałem w 1976 r., a do rozwodu, bez orzekania winy, doszło ok. 2007 r. W tym okresie prawie 27 lat (odliczając przerwy ) pełniłem różne role, które najczęściej kwitowane były w sekretariacie sądu, albo na sali sądowej. Dlatego z dużym dystansem obserwuję raczkowanie jakie uprawia PiS udając, że chce „naprawiać” władzę sądowniczą. Pomijając krótki okres PRL od 1944 r. do 1956 r. – gdzie praktycznie w Polsce rządziły ekipy prostalinowskie, a sędzią zostawał aktywista partyjny, często nie mający nawet matury, ale za to wetknięty za pazuchę służbowy pistolet – można stwierdzić, że po okresie „odwilży” politycznej, nastąpiła także odwilż w pozostałych strukturach wszystkich organów władzy wykonawczej i sądowniczej.

 

Poza tym najwcześniejszym okresem PRL z lat 1944-1956 – gdzie tak jak obecnie najważniejsza była władza wykonawcza, nieraz uzbrojona po zęby obserwująca poczynania sędziów – kolejne lata przynosiły powolną ewolucję sprawności i profesjonalności kadr sędziowskich. W okresie „Złotej epoki Gierka” można już mówić o t.zw. „najwyższej kaście” społecznej, wynikającej z wykonywania specyficznego zawodu i o pewnym uniezależnianiu się i niezawisłości sądów PRL-owskich, które na t.zw. „telefon” działały już tylko w sprawach politycznych i partyjnych. Jak widać jest to model władzy sądowniczej do którego obecnie zmierza PiS. Kogo więc bał się, boi, i nadal będzie się bać sędzia – poza narażeniem się przełożonym lub instancji partyjnej – w klasycznej epoce PRL ukształtowanej od końca lat 70′ ub.w.?

 

To właśnie kolegium sędziów (a nie mityczny przełożony trzymający za mordę) jest instytucją przed którą trwogę czuli, czują i czuć będą wszyscy sędziowie, niezależnie od miejsca i czasu w którym się, było jest i będzie. Bo tylko w wyniku kolegialnej decyzji – niezależnie od tego, czy była ona zmanipulowana, czy nie – można było usunąć, obronić lub ukarać sędziego. I tu zapewne kryje się odpowiedź na kolejne pytanie: Dlaczego do tej pory było tak niewiele prób naprawienia sądownictwa i dlaczego żadna z nich sie nie udała? Otóż każdy „naprawiacz sądów”, o ile mu się nie wyprostowały zwoje mózgowe, od razu zauważał, że sądownictwo – na zasadzie „niech pierwszy rzuci we mnie kamieniem” – nie naprawi się samo z siebie. Tak jak i sądownictwa nie naprawią naprawiacze, którzy sami wyłudzali kasę z instytucji parlamentarnych, szczęśliwie umknęli spod trybunalskiego miecza, albo, co gorsza, mają w CV piękną kartę utrwalaczy systemu PRL, czy żółte papiery. 😉  😀

 

Mamy więc klasyczny obraz władzy sądowniczej, która jawi się jako niezwykle zdemoralizowana machina „perpetuum mobile”. A tu nie wystarczą ustawy po których można będzie zaorać władzę sądowniczą razem z systemem demokratycznym, bo operacja może się i uda, ale pacjent niechybnie umrze. Szkoda więc czasu na zawracanie koła historii, bo „to se ne vrati”. Nie wróci monopol partyjny, bo byłby doskonałym celem dla opozycji spod każdego znaku, a to już przerabialiśmy. To nie te czasy. Pozostaje więc tylko żmudne naprawianie tego co już zepsuto, zaś to z gruntu jest trudne i niemożliwe. Niemożliwe jest bowiem, aby setki tysięcy aktywistów partyjnych o różnym zabarwieniu politycznym zrezygnowały ze swoich hipotetycznych wpływów na orzecznictwo sądowe (o tym pisałem w poprzednim poście poruszając kwestię legitymacji).

 

To dlatego nie powstanie Służba Cywilna niezależna od władzy politycznej, i to dlatego poza wielkim krzykiem o naprawę sądów odbędzie się tylko krwawa i publiczna dintojra. Dalej też będzie się odbywało bezkarne psucie państwa i jego podstawowych instytucji. Nie łudźmy się, nikt nie zamierza i nie będzie naprawiał sądów, bo po pierwsze do tego trzeba tęgich głów profesorskich a nie byle jakich magisterskich, a po drugie: na ch… komu potrzebne są silne sądy, w państwie gdzie nadal ch… d… i kamieni coraz więcej. Aby jednak nie posądzano mnie o niekonstruktywną krytykę, w kolejnym poście wyjaśnię dlaczego tę „stajnię Augiasza” należy pozostawić samą sobie, i chwilowo zatkać nos i starać się nie patrzeć w tamtą stronę, bo będzie jeszcze gorzej.
.

15 uwag do wpisu “Kogo boi się sędzia? Jak było, jest i będzie.

  1. W takim razie poczekam na to wyjaśnienie, bo jak mówiłam, nie znam sie na tej materii, ale z wielka uwaga wysłuchałam wystąpienia Prezesa SN, który nawet mnie oświecić potrafił.
    Nawet jeśli sądów naprawić się nie da, to cała ta awantura ma jedną przynajmniej zaletę, pokazała prawdziwe oblicze posłów, senatorów oraz innych zasiadających w ławach różnych.

    Polubienie

    1. anzai

      Jeżeli masz na myśli wystąpienie prez. Zabłockiego to pełna zgoda, bo niestety pani I prezes M. Gersdorf była za bardzo zdenerwowana.
      A sądów nie da się naprawić, bo ten mechanizm jest sprawny, trzeba tylko odciąć łapki politykom i wszelkim „znajomym króliczka” co by nie mieszali nimi nie swojej zupy.
      Prawdziwego oblicza posłów i senatorów chyba nie poznamy, bo ponad 80 % to hołota, która nigdy nie powinna się tam znaleźć.

      Polubienie

  2. Rzecz w tym chyba, że dzisiejsza władza nawet nie ukrywa swoich intencji – jeśli tak jawnie łamie się Konstytucję to wiadomo, że nie o naprawę tu chodzi. Ja jednak chcę się trochę jeszcze połudzić, że coś dobrego uda się zrobić.

    Polubienie

    1. anzai

      Poznajemy tylko te intencje władzy, których nie da się zataić. Nie wiadomo jednak jaką wizję ma władza w kwestii długofalowej polityki zagranicznej, i to jest problem większy od likwidacji władzy sądowniczej.
      Pewne nadzieje chciałbym wiązać z młodzieżą, ale wiadomo, że i to zostanie zepsute.

      Polubienie

  3. Klik dobry:)

    Sędzia nikogo się nie boi,
    na pełnej pensji i tak ustoi.
    Następców mianuje Ziobro,
    nastanie powszechne dobro.
    😉 🙂
    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

    1. anzai

      Klikam.

      Miały wystarczyć cztery ziobra
      Ale ta zmiana nie była dobra
      Zabrakło ikry, zabrakło chęci
      i już do zmiany nikt nie zachęci

      Pozdrawiam

      Polubienie

      1. anzai

        W 1986 r. Rosiewicz tańczył i śpiewał przed I Sekretarzem KC KPZR „Michaił”. Może więc i ta przepowiednia się sprawdzi i szeregowy poseł także zatańczy kazaczoka przez Władimirem. 😉

        Polubienie

  4. dintojra – ładne słowo, którego nie znałam, dzięks.
    Mam magistra i gaz pieprzowy za pazuchą, kilka dekad wstecz czekałaby mnie zawrotna kariera w sądownictwie.

    Polubienie

    1. anzai

      Faktycznie, w latach 40′ ub.w. mogła byś być nawet „Dzierżyńską” 😉
      Ale nie jest to proste, bo czterdzieści lat później, też w PRL, miałem magistra, pracowałem w sądownictwie, pistolet nosiłem w kaburze pod cywilną marynarką, ale karierę zrobiłem w „Solidarności”. 😉

      Polubienie

  5. ~tonette

    Kiedyś,istniało takie pojęcie jak złoty środek.Znane było w różnych krajach,zwłaszcza tych o ustabilizowanych ustrojach.I zawsze (!)kończyło swój żywot,gdy znalazło się kilkunastu mondrych inaczej,którzy wzorem kury będącej na grzędzie stwierdziło;wyżej siędę. Jednak nie o tym chciałem pisać.Otóż patrząc wstecz historycznie,na rozwój społeczny różnych krajów,czy ich kolonii, można zauważyć jedną stałą,która się ciągle powtarza,a nie wolno o niej nawet mówić. Ustrój jest stabilny prawie zawsze, jeśli w kraju panuje bieda i ucisk. Niemal każda poprawa warunków ekonomicznych,tworzy zagrożenie dla stabilności,zwłaszcza jeśli dane państwo posiada coś co stanowi obiekt pożądania obcych nacji.Żeby takie postępowanie usprawiedliwić, stworzono wersję potworka którą nazwano dla niepoznaki demokracją.Istnieje w wielu odmianach,choć pod wspólną nazwą i służy wyłącznie jako maska dla rabunku słabszych. Najlepszym tego przykładem jest od lat Afryka, a zwłaszcza b.kolonie,gdzie w ciągu 60 lat zginęły miliony ludzi,żeby Amerykanie mogli
    zdemokratyzować i okraść większość co bogatszych krajów.Przeczytałem kilka artykułów na ten temat i już dawno przestałem wierzyć w „dobre chęci” Uncle Sama.Idąc podobnym tropem
    nie wierzę w ani jedno słowo obydwóch części POPiSu,zwłaszcza tych wrzasków pro demokratycznych.Powód jest prosty jak parasol. Demagogia którą nam serwują mendia, stała się wprost nauką stosowaną.Zaś jej skuteczność jest uzależniona od nakładów.A to,że jeszcze nie mamy majdanu,wynika li tylko z braku dostępu do broni i zwykłego sybarytyzmu.Obecny
    stan jest stanem przejściowym,z czego zdaje sobie sprawę totalna opozycja.Dalsze marsze żałobne w przegranej sprawie o sądy nie maja sensu,Należy zacząć przygotowania do protestów rodziców w obronie gimnazjów.Jednak mamy tzw kanikułę i ludzie maja zbyt dużo czasu,żeby zacząć myśleć.Jak to już zauważyło kilkunastu dziennikarzy,opozycja wzięła się do obrony
    sądów,które raczej nie cieszą się zaufaniem
    narodu.Obecnie,kiedy znikają przeszkody,żeby
    wyciągnąć na światło dzienne grzechy i grzeszki jednej z ważniejszych mafii,nie trudno będzie zmienić nastawienie milczącej większości.I wygląda to na jeden z najważniejszych powodów płaczów i żalów.Jeśli PiS przestanie się wygłupiać, podkładając się humorystom, większość pogodzi się nawet z istnieniem o.Inkasenta,jako zło konieczne.jest jeszcze jeden szkopół,a mianowicie ekonomia. Jakoś mało kto mówi o cenach,a to może rodzić pytania o naszą politykę zagraniczną,czyli interesy z Ukrainą.Idzie zima i ktoś znowu będzie dokładał do gazu.Co na to totalni? Przecież to g..im zawdzięczamy.

    Polubienie

    1. anzai

      Demokracja nie jest zła, tylko nauczmy się ją właściwie stosować. Nie można np. Naczelnego Neurochirurga wybierać spośród wszystkich pracowników szpitala, bo taki konkurs może wygrać … salowa, albo portier. 😉

      Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.